To był maj, pachniała Saska Kępa… wróć na poważnie już 🙂
Rok 2016 koniec maja, dostaję maila od Jacka w sprawie współpracy. „Bawiłem” się wtedy w trenera i pod moimi skrzydłami biegały wtedy 4 osoby! Nie afiszowałem się z tym nigdzie, nie promowałem, siedziałem sobie cicho i dłubałem wieczorami plany dla chłopaków. Rozpoczęło się to bardzo niewinnie przez konto na instagramie, które pozwoliło mi poznać bardzo dużo ciekawych ludzi. Zacząłem się mocno wkręcać w to i czerpać z tego wewnętrzną radość, pomimo tego, że sprawiałem komuś ból i cierpienie ;P
Na początku zawsze wysyłam kwestionariusz osobowy, żeby zebrać jak najwięcej informacji o mojej przyszłej „ofierze”.
Wracam po tych ponad 2 latach do starych maili i uśmiecham się sam do siebie czytając moje wytyczne dla zawodnika. Pisałem tak jakbym tłumaczył komuś jakieś bardzo skomplikowane rzeczy, ale chciałem, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Jest to dla mnie podstawa dalszej owocnej pracy.
Jack wiek 24 lata, 188 cm i waga 81.
Życiówki w momencie, gdy zgłosił się o współpracę –
5 km – 22:09 – obecnie 16:39
10 km – 39:56 – trasa bez atestu w terenie – obecnie 36:23
półmaraton – 1:32:56 – 01:29:25, po 6 tygodniach współpracy, później nie mieliśmy parcia na ten dystans.
Zawsze zadaje pytanie jakie są nasze cele, bo bez tego nie ma motywacji do walki i trzeba ułożyć odpowiedni plan. Jacek napisał wtedy bardzo zachowawczo – Chciałbym zejść poniżej 1h 30 min w półmaratonie i poniżej 39 minut na 10 km.
Nigdy nie obiecuję, że uda się to zrobić za tydzień, miesiąc, rok – zawodnik musi zrozumieć, że nie każde zawody się udają, że nie każdy trening oddaje w odpowiednim czasie. Jakoś szybko znaleźliśmy wspólny język!
Nie biegał wtedy do tętna, nie zwracał na to uwagi. Natomiast ja jestem bardzo na to uczulony – dostosował się szybko, do tego, żeby rozbiegania biegać WOLNO!
Na pytanie – jakich treningów nie lubiłeś odpowiedział jasno – siły biegowej i interwałów.
Pierwszy poważny sprawdzian mieliśmy 2016-09-18 podczas biegu w Białymstoku, gdzie startowaliśmy nieprzerwanie do teraz! Nabiegał wtedy 18:12. 11 listopada pobiegł 10 km w 37:41. Był progres, ale ambicje miał większe 🙂
W 2017 wyemigrował do Niemiec „za chlebem”, liczyłem się z tym, że praca fizyczna i mocne treningi nie idą w parze. Każdy jest kowalem własnego losu i jak człowiek czegoś bardzo chce to da radę wszystko pogodzić! Walczyliśmy, startowaliśmy w miejscowych biegach, raz z lepszym, raz z gorszym rezultatem 🙂 Udało się parę razy mocno pobiegać na mniejszych biegach i pokazać miejscowym kto tu rządzi.
16.09.2017 po raz kolejny podejmowaliśmy próbę bicia życiówki na 5 km podczas święta w Białymstoku. Wynik na mecie 17:03 dał nową życiówkę! Z racji, że Jacek biegał 5 km jakoś koło 21, a następnego dnia startował z rana na 10 km, nie wróżyłem niczego mocnego. Niespodzianką był jednak wynik – 10 km 36:23 i nowe PB wpadło 😀
Także tego. Zacząłem się obawiać o własną skórę i tego, co czeka mnie w 2018.
Niestety początek roku bardzo kiepsko się zaczął w momencie, gdy wchodziliśmy na prędkości łydka nie wytrzymała. Odpuściliśmy totalnie treningi – na 2-3 tygodnie, później kolejne 3 tygodnie dosłownie biegaliśmy w tlenie, bez żadnych akcentów, jedynie rytmy. Zdrowie na 1 miejscu, później progres. Jack napisał w jednym mailu – entuzjazm zgasł. Nie dziwiłem się w żaden sposób, bo zimowa praca poszła w piździet.
13 maja wystartował na 5 km w biegu towarzyszącemu Półmaratonowi w Białymstoku – wynik 17:58. Nie było do śmiechu, ale nie poddał się.
Kolejnym przystankiem był bieg na 5 km w ramach Praskiej 5. Do tego biegu mocno się przygotowywaliśmy, prędkości były już zacne, ale ciągle go hamowałem i tłumaczyłem, że rakiety odpala się na zawodach. Jednak tym razem coś nie zagrało. Najgorszy czas z dotychczasowych – na 3 km Jacko zatrzymał się, żeby pomóc Panu, który leżał na ulicy, bo nikt się nie zatrzymywał. Pomógł mu wstać i poleciał dalej.
Czas – 18:36. Gdy ciało cierpi, to głowa szuka różnych wymówek do przerwania tej nierównej walki 🙂 Nie chcę tutaj fali hejtu i niepotrzebnych zgrzytów – ale impulsem do przerwania cierpienia była pomoc tejże osobie.
Przełknęliśmy to i 22.09 po raz 3 stanął na linii startu podczas 5 km w rodzinnej miejscowości.
5 km i czas na mecie 16:49.
Głowa zagrała, nogi pracowały, ale jak twierdził po biegu: mogło być szybciej, a na ostatniej prostej przybijałem jeszcze piątki z dzieciakami.
Ej gościu, czy tak się kończy bieg na życiówkę?
Skąd ten progres?
Nie ma złotego środka, ale wspólny język pozwolił nam wypracować dwie bardzo ważne rzeczy jakie Jacek zrozumiał.
Biegi regeneracyjne i jednostki podtrzymujące biegał 4:50 nawet do 5:20 i wolniej. Wszystko zależało od dnia i uczulałem go, że nie każdy trening musi być mocny, żeby był progres. Sinusoida i wyczucie kiedy trzeba odpocząć, a kiedy dowalić trening jest ważna!
Druga ważna, a moim zdaniem najważniejsza sprawa, to zrozumienie treningu, jako całości procesu. Jack słuchał się – biegał mocno, gdy tego chciałem i tuptał, bo zrozumiał, że musi:)