Biegacze muszą coś zrozumieć, bo czasem mam wrażenie, że zdrowie wygrali na loterii. Zadajcie sobie czasem pytanie: po co biegacie? Czy po to, żeby być kaleką, czy po to, żeby w zdrowiu i lepszej kondycji utrzymywać swoje ciało. Wiadomo, że jeśli walczymy o coraz lepsze wyniki i chcemy przełamywać swoje bariery nie unikniemy zmęczenia i ryzyko kontuzji jest zawsze, ale nigdy tego nie bagatelizujcie. Możemy robić wszystko, żeby je zminimalizować, ale nigdy nie będziemy w 100 % pewni, że nic nas nie dopadnie. Jeśli poprawimy wynik, to zawsze chcemy więcej, ale organizm w pewnym momencie powie nam STOP. Nie ma tu reguły, czy będziesz biegał 30, czy 50 minut na dyszkę. Przyjdzie moment, że osiągniesz poziom na tyle wysoki dla własnego siebie i każda walka o lepsze czasy będzie związana z podjęciem ryzyka. Wielu początkujących poprawia życiówkę za życiówką, bo nie wiedzą jeszcze co to jest prawdziwy trening i ile on kosztuje, ale o tym innym razem. Endorfiny kończą się tam gdzie zaczyna się walka.
Trenujmy, wierzmy i cieszmy się z małych wygranych.
Gdy z najwyższych obrotów moje ciało stało się sprawne jedynie na tyle, żeby iść na spacer – razem z brakiem ruchu spadła motywacja do czegokolwiek. Człowiek łapie doła, nic mu się nie chce, chroniczny brak biegania powoduje senność pomimo, że nic nie robisz. Ta sytuacja trwała dokładnie 7 tygodni, a więc trochę czasu minęło. Pierwsze 2 tygodnie to raptem niecałe 45 km, później coś tam biegałem, ale nie były to jakieś wielkie kilometraże.
Każdy bieg sprowadzał mnie na ziemię. W głowie miałem ciągle prędkości sprzed przerwy. BŁĄD!
Licznik się resetuje, nie patrzycie na to co było, a na to co będzie! Patrzcie przed siebie. Nie było łatwo wrócić, prędkości 4:00 powodowały u mnie zawał serca, a 10 km na treningu to jak maraton. Waga poszła mocno w górę i gdy masz dodatkowe kilka kilogramów nie ma co się oszukiwać, lekko nie będzie.
Ponad 8 tygodni dosłownie człapania wprowadzało wątpliwości, czy mi się jeszcze chce ścigać, bo droga wydawała się bardzo długa. Takie myśli pod koniec listopada przyniósł trening w drugim zakresie. Gdy wybrałem się na 10 km w tempie 4:00, a skończyłem po 8 ujechany jak koń po westernie. Usiadłem wtedy na stadionie i powiedziałem sobie: każdemu mówisz, że nie ma szybkich powrotów, więc się nie spiesz. Podjąłem decyzję o wycofaniu się ze startów do końca roku, a z czasem nawet do końca lutego. Nie było najmniejszego sensu ryzykować zdrowia!
Piszę to z prostego powodu, bo wielu biegaczy było, jest i będzie w miejscu, w którym ja znalazłem się w październiku. Wielu podejmie walkę, znajdą się tacy co odpuszczą, a nawet zdarzają się osoby rezygnujące całkowicie z biegania. Takie życie, takie decyzje! Szanujmy je, jeśli ktoś ze znajomych rezygnuje i znika ze świata biegowego po co to komentować? Nie znacie powodów, bo wszystko widzimy z perspektywy obserwatora.
Od tamtego czasu poniżej 4:00 schodziłem tak ostrożnie, że na każdy trening wychodziłem z taką rezerwą, że może się nie udać, ale tłumaczyłem sobie, że będzie dobrze.
Czas, czas, czas i mocna głowa tylko uratuje osoby, które wychodzą z kontuzji. Odpowiednia diagnoza problemu i spokojny powrót to klucz do sukcesu. Nie bądźcie ekspertami w fizjoterapii i nie googlujcie wszystkiego, jeśli jakaś kontuzja wykluczyła Was z biegania to zgłoście się do specjalisty, żeby wyeliminować problem w 100%, a nie tylko zaleczyć na jakiś czas.
Ludzka natura nie jest z zasady cierpliwa i efekty chciałoby się mieć na teraz, na już!
Opisałem Wam wcześniej jak wygląda budowanie bazy biegowej, a kontuzja to czasem moment na nowy początek. Nowy start, który może być dla Was dobrą nauczką i pokaże, że ciało ludzkie nie jest niezniszczalne. Jest dużo czasu do przemyśleń, ale nie ma się co załamywać. Nic Wam nie da zamartwianie się i ciągłe użalanie nad sobą, a trzeba się zebrać w sobie i działać. Określić słabe elementy Waszego ciała, które należy wzmocnić i bawić się dalej 🙂
Ja sobie napisałem swoje cele jakie mam na ten sezon: kartka jest od razu na pierwszej stronie dzienniczka treningowego i za każdym razem otwierając go, wiem do czego dążę.
Jeśli biegacz wraca na własną rękę po kontuzji i ślepo błądzi wśród tysiąca ćwiczeń znalezionych w internecie, a nie wie nawet co było powodem tego problemu to może i wróci do biegania, ale jest szansa, że znów złapie kontuzję, tylko tym razem może być to coś poważniejszego.
Patrzmy na siebie całościowo i eliminujmy wszystko w zarodku. Łatwo się pisze, łatwo się mówi, ale miejcie oczy szeroko otwarte i bądźcie czujni!
PS: Pisząc ten tekst nie wiedziałem co mnie dzisiaj spotka na treningu. Niby tylko 10 km na zaliczenie i to w tempie naprawdę relaksacyjnym, a tu jakiś wariat w samochodzie pokazał jak wygląda piracka jazda. Byłem w takim szoku, że zapamiętałem jedynie 3 cyfry z numeru rejestracyjnego + kolor samochodu i mniej więcej model, bo nie byłem pewny. Policji pozwoliło to namierzyć sprawcę i nie odpuszczę.
Trzymajcie się w zdrowiu!