Dlaczego Saucony?
Zaciekawiła mnie pianka EVERUN, która podobno oddawać ma energię. Coś co do tej pory pokochałem w modelach Adidasa w postaci boost, teraz skradło moje serce w Saucony. Zrobiłem w butach już ponad 300 km. Chciałem je sprawdzić w każdych warunkach i tak też zrobiłem.
Pierwsze wrażenia po odpakowaniu pudełka. Lekki ten „kapeć”, miałem wrażenie, że bardzo delikatny i na moich kopytach długo nie przetrwa. 84 kg ciałko, wysokie prędkości, obawiałem się, że skończymy szybko swoją przygodę. Nic bardziej mylnego!
Pochodziłem w nich po domu, a dnia następnego poszedłem od razu na szybki trening 10*400 i prędkości 3:00 z małym grosikiem wchodziły perfekcyjnie. Od razu wiedziałem, że nie będzie to but do wolnego biegania i potwierdziło się to na kolejnych treningach.
Zdecydowanie lepiej czułem się biegając prędkości poniżej 4:00, niż podczas ubijania kapusty po 4:30 i wolniej. Dla osób cięższych będzie to but zdecydowanie treningowo-startowy, a dla lżejszych może służyć za typową treningówkę. Pianka o której wcześniej pisałem bardzo dobrze oddaje energię, but jest bardzo elastyczny i sprężysty. W podeszwie nie ma zbędnego plastiku i usztywniających elementów, których staram się unikać. Nie biegam w ze wsparciem, nie uznaję biegania w butach, które naszpikowane są milionem systemów korygujących postawę i ułożenie stopy podczas biegu. Im mniej ingerencji producenta w moje bieganie, tym lepiej!
Nie jest to but zatem dla tych, którzy mają problem z nadmierną pronacją.
Drop 4 – ku mojemu zaskoczeniu nie odczułem za bardzo zmiany dropu. Wcześniej starałem się wykonywać szybsze treningi w dropie 6, ale większość kilometrów pokonywałem w 8-10, stąd wynikały moje obawy, żeby mogą pojawić się jakieś problemy mięśniowe. Polecam ten but osobom, które lubią biegać w bardzo elastycznym bucie, a co najważniejsze kładą nacisk na naturalną pracę stopy. Nie jest to model jednak dla tych, którzy są przyzwyczajeni do wysokie dropu 10 i więcej, a na dodatek do mocno usztywnionej podeszwy. Zdecydowanie w tym przypadku Wasze achillesy, łydki i cały aparat ruchu może o sobie dać znać i się zbuntować 🙂 Do wszystkiego trzeba nasze ciało przyzwyczaić. Nie mniej jednak warto poświęcić czas i unikać tych wysokich dropów!
Zapiętek – miękki, bardzo plastyczny, wyprofilowany i nie widać tutaj żadnego przetarcia po miesiącu użytkowania, co niestety ostatnio pojawiało się w innych butach treningowych.
Szerokość i trzymanie stopy – na palce jest dość dużo miejsca, ale stopa jest trzymana w sposób zadowalający dzięki systemowi ISO. Nie należę do osób z wąską stopą, więc tym bardziej przypasowała mi cholewka. Jak wcześniej napisałem, taka trochę kapciowata, ale za to jaka wygodna 😀
Waga – to właśnie mocno mnie zastanawiało i nie dawało na początku spokoju. Taka pośrednia, między typową treningówką, a startówką. Pokusiłbym się wystartować w nich półmaraton, bo biegi ciągłe wchodziły jak w masło. Kto wie, może polecę. Dla wielu z Was ważących w graniach 80 kg, może to być typowy but na zawody i szybkie treningi. Dla osób lżejszych – but treningowy, ale z drapieżnym akcentem! Dla osób cięższych biegających słabo technicznie, nie polecam co by sobie krzywdy nie zrobić.
Podsumowując pozytywne aspekty w trzech zdaniach – szybki, elastyczny, wygodny.
Było miło, to teraz przejdźmy do tych mniej przyjemnych momentów 😛 Dobra nie będzie tak źle, bo nie ma tutaj czego za dużo wytykać.
Wadę znalazłem jedną – przeznaczenie buta to typowy asfalt i twarda nawierzchnia. Guma zastosowana w podeszwie nie radziła sobie na lodzie i błocie pośniegowym, ale w sumie nie do tego został ten but stworzony 😛 Treningi na stadionie lekkoatletycznym na mokrej nawierzchni też powodowały poślizg, ale to takie moje czepialstwo.
Więcej wad nie znalazłem po 300 km, może coś więcej pojawi się po 500-600, a wtedy dam znać 😀
Model ten razem z Adidas Boston walczy o 1 miejsce wśród moich ulubionych modeli do biegania szybkich treningów.