Zapisując się na bieg cel był jeden, powalczyć i sprawdzić gdzie znajdujemy się z formą. Chociaż do maratonu jeszcze 3 miesiące i wiem, że to nie pora na życiową dyspozycję, w każdym starcie człowiek chce wypaść jak najlepiej 🙂
Prędkości na treningach przed startem bardzo rzadko oscylowały blisko 3:00, co zawsze dawało spokojniejszą głowę i poczucie wewnętrznego spokoju. Jeden sprawdzian na 5 km, jakieś 2-3 treningi na odcinkach 400 metrowych i małe zabawy biegowe. Patrząc na całokształt ostatnich 4 tygodni treningowych realnie podchodziłem do tego biegu. Nie łudziłem się za bardzo na wynik z 15 z przodu. Znałem trasę, wiedziałem jaka będzie pogoda, więc realnie oceniałem swoje możliwości tego dnia.
Przed startem zakładałem, że uda się utrzymać na całości tempo w okolicy 3:15 min/km, co jednak sam bieg mocno zweryfikował.
Kilka faktów mających wpływ na to co stało się później 😀
- od miesiąca jestem na diecie redukcyjnej spożywając tylko i wyłącznie catering, a od 2 miesięcy regularnie ćwiczę. Efekt? Spadło już ponad 4 kg, ale na blacie wagi ciągle 81.
- dzień przed startem mocny trening na nogi
- do końca lipca wolny od wszelakich suplementacji i ćpania wspomagaczy
- od początku czerwca nie zrobiłem żadnego treningu w godzinach popołudniowych, a 19:00 była dla mnie już godziną bardziej do spania niż na mocne bieganie
W dniu zawodów wszamałem wszystkie pudełka z cateringu, obiad o 14 i podwieczorek o 16:30. Nie ukrywam, że przed startem byłem głodny, ale takie uroki bycia na deficycie kalorycznym. Głowa była pozytywnie nastawiona i gotowa na upodlenie się. W biegu na 5 km jeśli chcesz osiągnąć dobry wynik nie ma czasu na myślenie i kalkulowanie, od początku mocno w trupa.
2 km rozgrzewki + trochę gimnastyki + 3*100 rytmy i jeden 150 metrowy – 19:00 start.
Komentator cały czas wspominał, że jest bardzo mocna ekipa i będzie ciekawa rywalizacja 😀 To wielki plus dla City Traila, że ściąga do siebie tylu szybkich biegaczy, jest z kim biegać :]
Pierwszy kilometr 3:11, a czołowa 4 już jakieś 30 metrów przede mną. Spokojnie biegłem swoje, bo mając świadomość, że chłopacy w czerwcu biegali 5 km po asfalcie w graniach 15:20, nie pozwalało mi na jakieś szaleńcze pogonie – nie mój poziom.
Kolejne 2 km minęły dość szybko, w sensie nie odczułem ich tak bardzo, ale to dlatego, że nieświadomie zwolniliśmy do jakichś 3:18. Nie kontrolowałem do końca tempa, grupka za mocno nie uciekała, więc myślałem, że jest ciągle poniżej 3:15. Dopiero na długiej prostej przed 3 km spojrzałem na zegarek, a tam 3:20 +. Pomyślałem sobie: drzewa, gps wariuje, nie daj się ponieść emocjom.
Biegłem praktycznie od początku z Marcinem ( tym chudym kolegą z PRO366 ) ramię w ramię. Gdy mijaliśmy okolice 3,5 km czułem się delikatnie podmęczony, ale z wielką ochotą na mocny finisz. Nie było nawet chwili zawahania i wątpliwości, że stać mnie na bardzo mocny ostatni kilometr, jednak…
Przed 4 km górka, która delikatnie mnie zmasakrowała, ale nie odebrała woli walki. Luźny zbieg, hopka i jeszcze jakiś kilometr do mety.
Przedostatni mijam w 3:18.
Po zbiegu wiedziałem, że są jeszcze jakieś 3 minuty umierania do mety, więc chciałem zabierać się powoli za finisz. Raczej głowa chciała, ale nogi nie bardzo 😀
Mocne szarpnięcie dosłownie na 100-200 metrów postawiło mocno do pionu, a uda zamurowało w kilka sekund. Gdzie ten stary Pjotrek, który zawsze na finiszu pomimo umierania był mocny? Tego dnia chyba został w domu :]
Ostatni kilometr dokulałem się po 3:10, a miałem wrażenie, że biegnę 3:30. Marcin mi uciekł, ale oboje zbliżaliśmy się do chłopaka w niebieskiej koszulce, dodatkowo widziałem na horyzoncie czołówkę. Trochę mnie to zaskoczyło, bo myślałem, że oni już dawno na mecie grubo poniżej 16 😀
Jak się finalnie okazało zwycięzca miał czas 15:56, a drugi 15:58 i tylko oni złamali 16 minut.
Ja zameldowałem się za linią mety z czasem 16:25.
Podsumowanie –
- pomimo relatywnie słabszego czasu niż zakładałem, jestem zadowolony 🙂 Bez specjalnego treningu pod tak szybkie bieganie, nadal jestem w stanie wykrzesać z siebie siły na takie prędkości.
- czasy pierwszej 5 pokazują, że tego dnia lekko się nikomu nie biegło
- świadomość ucinania kalorii i mocnego biegania nie idzie w parze, ale spokojnie jeszcze trochę i wejdę na swoje 3000 kcal +, co pozwoli już zwiększyć kilometraż do 100 i nie będzie tak szybko odcinało
- trening siłowy dał mi dużo pewności, ale zapomniałem całkowicie o rozciąganiu – łydki po zawodach do wymiany + skurcze w nocy. PS: o 22:00 robiłem jeszcze trening uzupełniający, więc to też mnie dodatkowo obciążyło i spowodowało późniejsze problemy z łydami
Lekcja odrobiona, lecimy dalej, bo cel jest jeden. Maraton.
Widzimy się w sierpniu podczas Biegu Fabrykanta jako przystanek w przygotowaniach:)
Wszystkie zdjęcia – https://www.facebook.com/jakniebiegamtopstrykam/